Samochodem po Europie 2017- Bressanone, Molveno, Trydent (dzień 4)
Żegnamy się z Austrią
Nasz kemping usytuowany był w miasteczku Völs tuż obok Insbrucka. Widoki były niesamowite, znajdowaliśmy się w miejscu otoczonym górami z jednej i drugiej strony. Zazdroszczę osobom mieszkającym tu na stałe, spokój, cisza azyl dla ludzi szukających wyciszenia ( chodź może nie aż tak dużego bo obok jest lotnisko i tory kolejowe).
- Tak to widzi Google
- Poranne wyjście po bułki
Bressanone
Dojechaliśmy do Bressanone około 11. Alicja była tu kiedyś na obozie sportowym, chciała sobie przypomnieć dawne miejsca. Jest tu kilka ciekawych lokacji do zwiedzenia, tak jak stary rynek, freski, katedra. Można poczuć włoski klimat. A co do klimatu to jedliśmy tu pierwszą włoską pizzę w jakieś mniej uczęszczanej przez turystów restauracji. Większość osób, która była przy stolikach obok piła raczej napoje lub czytała gazetę przy kawce. Włosi nie jedzą w godzinach popołudniowych. Dopiero po jakimś czasie przystosowaliśmy się do tego podejścia. Wymusiła to na nas temperatura. Przy 35-40 stopniach jedzenie jest ostatnią rzeczą którą by się robiło.
Molveno
Jedno z piękniejszych miejsc na dotychczasowej wyprawie. Jezioro przy mieście Molveno urzeka swoim pięknem. Teren przed jeziorem porośnięty jest zieloną trawką na której wylegują się ludzie łapiący promienie słoneczne. W momencie w którym odwiedzaliśmy to miejsce odbywały się regaty. Białe żagle na horyzoncie podkreślały wielkość otaczających jezioro gór. Sama woda była krystalicznie czysta. W aparacie zbytnio nic nie było trzeba ustawiać bo każde zdjęcie wychodziło świetnie. No jak w raju, jeszcze brakowało tylko Biedronki i kebaba i można by było anektować te miejsce.
- Widoczek jak ta lala
- Wyścigi piratów
- Pies i parówki
- Plaża na własność
- Nareszcie kwiatuszki
Trydent
Wjeżdżając do miasteczka nie wiedzieliśmy że będziemy mieli taki problem z zaparkowaniem. Kluczyliśmy po uliczkach jak sztampowy bum w drodze do sklepu po kolejnego jabola. Mieliśmy szczęście że przerwaliśmy tę pętlę, ktoś akurat wyjeżdżał i przejęliśmy jego miejsce. Kupiliśmy bilecik parkingowy i poszliśmy zwiedzać. Miasto nie zapadło mi jakość w pamięci, było tam kilka zabytków ale nie żeby to ulżyło w cierpieniu po szukaniu miejsca parkingowego. Przeszliśmy się wytyczonym szlakiem , zahaczyliśmy po drodze o pub i wróciliśmy do samochodu.
- Tutejsze bujańce i kościół
- Siku
- Nielicha forteca
- Nieliche wejście do fortecy
- Mech na ścianie hi hi hi
- Na zakazie
Kemping jak małe miasteczko ( Piani di Clodia ) i jezioro Garda
Na drodze przy samym jeziorze Garda było mnóstwo samochodów. Przypomina się Zakopianka i wkurwieni kierowcy, chodź tu muszę przyznać ludzie raczej stanie w korkach traktowali ze stoickim spokojem. Dowiedzieliśmy się że od II połowy lipca do połowy sierpnia turyści oblegają to miejsce. Szukaliśmy dla siebie kempingu, zajechaliśmy na pierwsze pole. Ochoczo przestąpiliśmy przez próg recepcji. Powiedziałem że potrzebujemy miejsca na noc na 2 osoby , samochód i namiot. Babka spojrzała na swoje rozpiski i powiedziała że może się uda coś znaleźć. Dopytałem o cenę i się przeraziłem. 60 Euro za noc, prawie jak w hotelu, a to była cena za kawałek kamienistej ziemi. Byliśmy nastawieni na ceny oscylujące w granicach 30 Euro.
Pojechaliśmy na następny kemping, było podobnie. Odbijaliśmy się tak kilka razy, aż podjęliśmy decyzję że i tak nie uda nam się znaleźć nic w rozsądnych cenach. Wynajęliśmy miejsce na następnym kempingu. Kemping sam w sobie wyglądał jak małe miasteczko. Podeszła do nas osoba z recepcji aby wskazać miejsce na którym mieliśmy się rozłożyć z namiotem. Za chwile jednak widzimy że podbiega do nas jeszcze jeden z pracowników i zaczyna mówić po polsku. Valentino , bo tak się nazywał okazał się bardzo sympatycznym człowiekiem. Okazało się po rozmowie że jego mama była Polką a ojciec Włochem. Bardzo chciał zamienić kilka słów w naszym języku, zresztą się nie dziwię , bo na kempingu za 60 Euro to Polak by nogi nie postawił.
Valentino opowiedział nam że w okresach wakacyjnych na tym miejscu zameldowanych jest prawie 5000 osób. Infrastruktura rzeczywiście była rozwinięta. Mieli tu kilka basenów, mini pole golfowe, zjeżdżalnie, trampoliny i nawet własny market. Wieczorem odpalili dyskotekę, niestety plany popsuło załamanie pogody. Zaczęło wiać i lunął deszcz. Muzyka szybko ucichła, a ludzie latali ratować pranie i lekkie rzeczy które mogły wyfrunąć. My leżeliśmy już w namiocie i powoli usypialiśmy.