Samochodem po Europie 2017- Kromlau, Praga (dzień 2)
Germańskie ziemie Zgorzelec/Görlitz
Po obfitym śniadanku w zamku Czocha ruszyliśmy w stronę Niemiec. Granicę przekraczaliśmy w Zgorzelcu, przejazd na stronę sąsiada nie był zaskakujący, a byliśmy przekonani że zobaczymy zdecydowaną różnice pomiędzy nami a nimi, rzeczywistość zweryfikowała te wyobrażenia. Jedynie znaki przy drogach informowały nas że jesteśmy już w innym kraju.
Park Rododendronów Kromlau
Wszystkie znaki kierowały nas na parking w parku przy drodze, oczywiście płatny w automacie. Nie będąc Januszami postawiliśmy tam samochód i daliśmy 2 euro za postój. Nie było zbytnio informacji wskazującej w która stronę powinniśmy iść aby zobaczyć znany most. Z dwóch opcji wybraliśmy tą złą i pochodziliśmy trochę po lesie. Dotarliśmy do domku z informacją turystyczną. Zaszedłem do środka aby dowiedzieć się czegoś więcej. Trochę się zdziwiłem, bo zastałem kilka starszych pań, klimat trochę jak na Polskiej poczcie w latach 90. Niby informacja turystyczna a nikt nie znał angielskiego, jakoś na migi się dogadaliśmy, babka na broszurce z mapką zaznaczyła mi punkty warte odwiedzenia. Już chciałem wychodzić , a ona mi mówi ze 50 eurocentów się należy za ten kawałek papieru. W żadnym kraju nie trzeba było płacić za takie coś, a tu jednak w kraju Mercedesa mają odmienną politykę. Rzuciłem monetą i poszliśmy dalej.
Do miejsca docelowego prowadziła wydeptana ścieżka pośród pięknych drzew. Widok jaki ujrzeliśmy był nieziemski ( jak na obrazku poniżej). Zatoczyliśmy kółko wokół mostka, który ma ciekawą właściwość. Jego odbicie w wodzie tworzy prawie idealne koło. To własnie ten efekt przyciąga rzeszę turystów. Po drodze spotkaliśmy Polaków, a dokładnie polskie świeżo upieczone małżeństwo, które robiło sobie zdjęcia w strojach ślubnych. Zamieniliśmy kilka słów i wróciliśmy do samochodu.
Praga
Przed wjazdem na teren Czech kupiliśmy winietę tygodniową za około 50 zł. Kolejny przystanek centrum Pragi. Szybko udało się nam znaleźć miejsce parkingowe. Porozglądaliśmy się wokoło i ani nie było widać starego miasta ani żadnej głównej rzeki przepływającej przez Pragę. Okazało się że mapy poprowadziły nas rzeczywiście do centrum miasta , ale nie do starego miasta , które oddalone było od nas o około 2 km. Do tego nie mieliśmy drobnych aby zapłacić w parkometrze. Udałem się kilkanaście metrów w stronę głównej trasy i znalazłem bankomat. Wypłaciłem kasę i poszedłem do pierwszego lepszego sklepu kupić jakaś pierdołę żeby mi wydała monety. Monety były OK , tylko że nominały były zbyt duże, starałem się jeszcze rozmienić je u przechodniów , ale nie było ich zbyt wielu, a tych których zaczepiłem nie miało drobniejszego nominału. Wrzuciłem do parkometru co miałem, wydrukowało bilecik na 12 h postoju. No cóż trzeba rzec, twardo ruszyliśmy dalej zwiedzać miasto. Trasa wiodła nas przez główna ulicę , a potem brzegiem rzeki na most. Z mostu dostaliśmy się na stare miasto.
Dochodziła 16 gdy dotarliśmy do pierwszych zabytków. Ruch był dość duży. Po obejrzeniu standardowych miejsc takich jak Most Karola, Stary Rynek, Nowe Miasto i Wieżę Prochowniczą, udało nam się też uchwycić trochę klimatu czeskiego, takiego jak np hash bary i pluszowego krecika z bajki. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na dokładne pałaszowanie po mieście ze względu na czas i zbliżający się zmrok. Pobyt w stolicy trwał około 4h więc można to zaliczyć do jednych z najszybszych eksploracji. W barze zjedliśmy jeszcze zimny ser i zapakowaliśmy się do samochodu.
- O jak romantycznie..
- Piłoby się
- Obrzydliwe słodkie trdlo
- Mostku
- Haribo się umywa
- Co to za ulica ?
Pierwszy kemping
Zbliżała się noc a my nie mieliśmy jeszcze żadnego zaklepanego miejsca noclegowego. Szybkie wyszukiwanie w Google Maps i udało się zlokalizować ciekawą miejscówkę. Zajechaliśmy na kemping położony gdzieś po drodze na Pilzno. Było już późno a na recepcji nikogo nie było. Na posesji jednak otwarta była restauracja,w której bawiło się trochę ludzi. Zaszedłem do środka i dopytałem się o dostępne miejsca. Kelner wskazał mi pole na którym mogliśmy się rozbić. Kasę miałem płacić jutro w momencie pojawienia się człowieka z budki.
Podjechaliśmy samochodem na wyznaczony teren. Wokół nas nie było zbyt dużo ludzi, przeważnie typowi kamperowcy . Wyciągnęliśmy z auta potrzebne rzeczy. Podłączyłem kabel do gniazdka i cieszyliśmy się prądem zmiennym.Powoli zaczął kropić deszcz, który w krótką chwilę zamienił się w małą ulewę. Szybko zaczęliśmy rozstawiać namiot i pompować materac. Wiało i padało , w środku namiotu jednak warunki luksusowe, przyłożyliśmy głowę do poduszki ( którą kupiliśmy gdzieś po drodze ) i usnęliśmy. Tutaj zapłaciliśmy około 440 koron.