Samochodem po Europie 2017- Rimini (dzień 9 i zarazem 10)
Engine Malfunction
Spaliśmy na kempingu u bardzo sympatycznej Włoszki, która nie mówiła po angielsku. Nadwornym tłumaczem była jej około 12 – letnia córka. Przed 10 podjechaliśmy pod recepcję, zapłaciłem 27 euro i poprosiłem właścicielkę aby wskazała nam drogę do Rimini. Zakręciliśmy się i przez pomyłkę pojechaliśmy inna trasą, tak jak nam wskazywała mapa googla. Po drodze zaświeciła się w aucie lampka Engine Malfunction. Ogarnął nas blady strach, do tego blisko przednich i tylnich kół było słychać trzeszczenie, które już od jakiegoś czasu nas drażniło i irytowało.
Spotkanie z lokalnymi mechanikami
Zatrzymaliśmy samochód. Ja zaszedłem do pobliskiej restauracji i spytałem gdzie mogę znaleźć mechanika. On wskazał najbliższy kraj ( next country -powiedział ), zawróciliśmy do Poppi, które niedawno mijaliśmy. Już na samym wjeździe wisiał szyld, więc nie szukaliśmy zbyt długo. Problemem okazał się język, ludzie w warsztacie mieli grubo powyżej 40, nie rozumieli nic po angielsku wiec posiłkowaliśmy się tłumaczem włoskim google w tablecie- niestety bezskutecznie. Przeszliśmy na język migowy ale to też na nic się nie zdało. W końcu pracownik wskazał nam najbliższy serwis Forda w okolicy. Znajdował się parę kilometrów od tego miejsca. Dotarliśmy tam po około 10 minutach. Tutaj już lepiej znali angielski, taki poziom Janusza mieszkającego 5 lat na wyspach. Mechanik sprawdził na komputerze kod błędu i postawił samochód na podnośnik. Coś tam popatrzył, pogrzebał , na końcu zrobił rundkę samochodem. Postawił diagnozę że nie jest to żaden krytyczny błąd możliwe że tylko czujnik jest uszkodzony, bo samochód jeździł sprawnie. Dał słowną gwarancję że możemy ruszać w dalszą w trasę. Nie chciał brać od nas pieniędzy, więc zostawiliśmy mu w dowód wdzięczności Czarną Żubrówkę. Widać zabłysły mu oczka.
Rimini
Podjęliśmy decyzję że w Rimini zrobimy sobie dłuższą, dwudniową przerwę w podróży. Znaleźliśmy miejsce za około 45 euro za dobę, z dostępem do dedykowanej plaży na Morzu Adriatyckim. Obok nas rozbiła się para z Polski chodź przyjechali samochodem na niemieckich blachach. Furorę robił Szwed namiotujący się po naszej lewej stronie, żona i dzieci normalne a on wyglądał jak zulu-gula, spiekł się jak kiełbacha na grillu, jedyne co białego mu zostało to oczy. Po rozbiciu poszliśmy się przejść i zahaczyć o sklep Coop ( tani i dobry ). Jakiś czas zajęło nam dotarcie do niego, powietrze stało i było bardzo gorąco, w samochodzie termometr wskazywał około 38 stopni. Zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy na kemping. Zjedliśmy kanapki i udaliśmy się na plaże popływać i się odprężyć. Wróciliśmy na miejsce gdzie w okolicach 20 na obiado-kolację. Dzisiaj szef kuchni serwował makaron z puszkowanym tuńczykiem. Największą atrakcję wieczoru był spacer po uliczkach Rimini. Miejsce to zamieniało się w festyn. Było dużo jarmarcznych atrakcji, stragany z lokalnymi produktami i mój faworyt stoisko z anyżowymi żelkami.
- Disco Relax
- Derby
- Parasoling
Następny dzień
Dzisiejszy plan był prosty jak zęby Hołowczyca. Plażing. W południe zjadłem lody w pobliskiej lodziarni, były na prawdę wyśmienite. Wieczorem poszliśmy z winem na plażę. Usiedliśmy na leżakach których jest tu pełno i delektowaliśmy się tutejszym klimatem.
- Donnie Darko
- Tutejsze specjały
- Plaża nad Wisłą
- Kocyk i reszta
- Chlup