Samochodem po Europie 2017- Zadar (dzień 15)
Trzeba coś przyciąć
Rano wyjechaliśmy przed 8. Zajechaliśmy do Zadaru do barbershopa, chyba jedynego w mieście bo już ustawiła się kolejka, a było dopiero przed 9. Tutejszy golibroda miał stoicki spokój, brodę i mało się uśmiechał jakby obrabiał kurczaki w rzeźni. Musiałem poczekać bo przede mną było już 5 osób. Gdy przyszła moja kolej usiadłem na fotel. Fryzjer wymamrotał po angielsku że trafiłem w zaufane ręce przecież tyłu ludzi w kolejce nie może się mylić. Zaczął mnie ścinać, prawie dobrze mu wyszło, jednak jedna cześć brody była dłuższa niż druga. Dałem za ta usługę 110 kun ( około 60 zł za brodę i włosy).
Zwiedzanie Zadaru
Stare miasto odgrodzone jest wysokim murem, do środka prowadzą rozmieszczone co jakieś 100 metrów bramy. Weszliśmy przez jedną z nich do środka. Obszar za murem wielkością może przypominać Stare Miasto w Warszawie, czyli jest dość małe. Do zwiedzania jest tu budynek dawnego kościoła, który teraz służy nie jako obiekt sakralny a jako sala koncertowa ze względu na dobra akustykę pomieszczenia. Kolejną atrakcją jaką widzieliśmy znajdowała się na wybrzeżu, a były to sławne organy, na których gra sam Posejdon. Chodzi tu o konstrukcję która jest tak zaprojektowana aby napływające fale wydawały dźwięk przypominający znane wszystkich dźwięki z kościelnego instrumentu. Tuż obok nich jest kolejna instalacja, a mianowicie wielkie, zrobione ze święcących paneli koło wbudowane w betonową posadzkę. Ma symbolizować słońce. Tuż za nią już trochę mniejsze koła reprezentujące poszczególne planety układu słonecznego. Podobno pięknie to wygląda wieczorami, my niestety nie mieliśmy tyle czasu aby to zobaczyć. Pod koniec wycieczki po Zadarze, zahaczyliśmy jeszcze o piekarnię, kupić bułkę z serem, tutejszy przysmak. Muszę przyznać że smakuje rewelacyjnie. Po zwiedzeniu Zadaru ruszyliśmy dalej. Mieliśmy przenocować blisko Szybernika.
- Mur Nocnej Straży
- Lubimy błyskotki
- Dobra buła
Kemping u Porucznika Columbo
Dojechaliśmy na kemping Solaris, ceny wahały się w granicach 45 euro, więc zawróciliśmy i zaczęliśmy szukać czegoś innego. Odjechaliśmy kawałek od Szybernika w okolice Žaborića. Tu już udało się zejść z ceną do 21 euro. Rozbiliśmy się u Chorwata który wyglądał jak porucznik Columbo. Mówił trochę po polsku. Widać że właściciel był już zblazowany turystami, przeważnie Polskimi. Po zachowaniu i wypowiedziach było można odczuć że traktuje to już tylko jako fabrykę pieniędzy. Ktoś przyjeżdża, ktoś odjeżdża ważne żeby euro się zgadzało. Denerwował mnie, mieliśmy zostać na 2 noce, ale skróciliśmy pobyt.
- Chorwackie Tyskie
- Nadciąga noc
- Stopa siejąca terror